aaa4 |
Wysłany: Wto 11:05, 07 Sie 2018 Temat postu: |
|
-Moja rodzona matka, Jeanette, nie umiala sie mna zajac. Wobec tego Mary, nasza daleka kuzynka, dziesiata woda po kisielu, zabierala mnie, kiedy Jeanette byla chora. A jak sie w koncu zrobilo bardzo nieciekawie, zamieszkalam u niej na stale. Dwa lata pozniej, po smierci mojej matki, zostalam oficjalnie adoptowana.
Proste, zwykle slowa nie zdradzaly, jak naprawde wygladal ten trudny czas. Nocne telefony, niezapowiedziane wizyty, krzyki na ulicy, ciezar odpowiedzialnosci za matke, jaki mala Meredith dzwigala na swoich watlych barkach. Rzeczowa relacja nie odzwierciedlala rowniez poczucia winy, ktore dziewczyna nosila w sercu przez dlugie lata. Bo pierwsza reakcja na wiadomosc o smierci matki nie byl zal ani smutek, tylko ulga.
Do tej pory nie zdolala sobie wybaczyc.
-Nie mialas lekkiego zycia - podsumowal Hal.
Usmiechnela sie do niego i przysunela blizej.
-Mialam sporo szczescia. Mary jest niezwykla kobieta. Dzieki niej zaczelam grac na fortepianie i na skrzypcach. Jej i Billowi zawdzieczam dokladnie wszystko.
Hal sie zasmial.
-Najwyrazniej faktycznie piszesz biografie Debussy'ego! Meredith lekko uderzyla go w ramie.
-Ty niedowiarku!
Czas jakis lezeli w przyjaznej ciszy, wtuleni w siebie.
-To jeszcze nie wszystko - odezwal sie w koncu Hal. Ruchem glowy
wskazal zdjecie w ramce, lezace na biurku. - Dobrze sie domyslam, prawda?
Meredith usiadla, podciagnela koldre.
-Dobrze sie domyslasz.
Widzac, ze nie jest gotowa na rozmowe o tej sprawie, Hal |
|